niedziela, 22 października 2017

4

Autor: Freda Wolff Tytuł: Siostrzyczka musi umrzeć Wydawnictwo: Świat książki


    „Siostrzyczka musi umrzeć” to książka wydana w Polsce w 2017 roku, autorstwa dwojga niemieckich pisarzy, działających pod pseudonimem – Freda Wolff. Powieść od której, od pierwszego wejrzenia w biedronce, oczekiwałam czegoś dobrego. I otrzymałam o wiele więcej niż „coś dobrego”. Szczerze i oficjalnie mogę przyznać, że to jedna z lepszych książek jakie przeczytałam w tym roku, oczywiście w swojej kategorii. A mówię tu o dreszczowcu z nutką lekkiego kryminału. Lecz zacznijmy od samej fabuły.
    Wszystko w książce dzieje się w Norwegii, dokładnie w mieście Bergen. W owej mieścinie mieszka Merette Schulman, zasłużona pani psycholog, która pewnego dnia przyjmuje pacjenta, który od chwili opowiedzenia burzliwej historii ze swojego życia, wzbudza postrach w pani doktor. Ta jednak próbuje nie brać tego do siebie aż tak na poważnie, jednakże zmienia się to w momencie kiedy Aksel, nasz pacjent, okazuje dość duże zainteresowanie córką kobiety, Julią. Kolejno dzieją się zadziwiające rzeczy m.in. znika przyjaciółka Julii, Marie. Mariette z każdym odkrytym sekretem z życia chłopaka zaczyna co raz bardziej popadać w panikę, uświadamia sobie wówczas, że pozostało jej jedynie walczyć z czasem.
    Może zacznę od przepięknej oprawy graficznej, niby mówi się żeby „nie należy oceniać książki po okładce”, no ale błagam, na tym świecie też istnieją okładkowe sroki. Ja wprost uwielbiam, gdy strona tytułowa oddaje klimat całej książki. Jest ona jednocześnie skromna i mocna, obrazująca to czego możemy się spodziewać.
    Strasznie spodobał mi się zabieg, którym posłużyli się autorzy, a mianowicie cała fabuła jest pokazana z punktu widzenia trzech osób, w tym zabójcy. Możemy odczuć i zrozumieć motyw, którym posługuje się morderczy X. Jednocześnie wiemy co w danym momencie działo się u Merette, czy Julii. Załóżmy, że w części opowiedzianej przez Merette dzieje się coś szokującego, jakaś pomyłka X, a w następnym rozdziale mamy już to wyjaśnione jak się to wydarzyło, gdyż sam X o tym mówi. Nie raz już się z czymś takim spotkałam, jednak tutaj było to zrobione po mistrzowsku.
    Książka sama w sobie jest podzielona na trzy części, każda kończy tak jakby jeden etap. Ciekawe i zaskakujące było to, że zaczynały się one fragmentami piosenek norweskiego zespołu rockowego Dance with a Stranger. Także wiele różnych fragmentów tekstów utworów było w samej historii, odgrywając w pewien sposób niekiedy pewną rolę. Napisane były one po angielsku, początkowo dodatkowo tłumaczone były na język polski.
    Sam styl pisania bardzo podpadł mi do gustu. Szybkie tempo akcji, ciągłe intrygujące wydarzenia trzymające w napięciu i co najważniejsze odkrywanie po mało kolejnych kart całej układanki.
    Jedyną rzeczą, która nie za bardzo mi się spodobała, było pozostawienie dość otwartego zakończenia, zostawienie niektórych wątków całkiem otwartych, nie wiem czy był to zabieg celowy czy nie. Nie dowiedzieliśmy się m. in co dalej działo się z Akselem, Merette, czy z innymi kluczowymi postaciami lub relacjami między nimi, mowa tu o Merette i kuratorze chłopaka.
    Chociaż wracając do bohaterów. Poruszę tu tylko temat dwóch z nich, Merette i jej córki, samego Aksela nie chciałabym opisywać. Jest to postać dość skryta od samego początku i poznawanie go na stronach książki jest o wiele lepszą zabawą niż odczytanie z recenzji. Jedyną sprawą, którą napomknę ocierając się o niego jest to, że chłopak jest niezwykle inteligentny i sprytny, z bardzo krwawą i cholernie bolącą przeszłością, osobiście mimo wszystko polubiłam go jako postać. Co do samej Merette, jest to kobieta w średnim wieku, pomimo jego bardzo atrakcyjna. Z pochodzenia jest Niemką, jednak od 25 lat mieszka w Bergen, początkowo dzięki swojemu byłemu mężowi, Janie-Ole. Ma jedną córkę, Julię, o której zaraz powiem. Inteligentna, ogarnięta, uparta i samowystarczalna. Jednym słowem: genialna postać. Natomiast Julia, dziewczyna uparta, o niezwykle wysokim ego, pewna siebie, chamska i lekkomyślna. Można by powiedzieć, że w pewnym sensie odziedziczyła po matce cień inteligencji, jednak ja uważam podobnie do Aksela, sama w sobie była ona pusta. Czasem męczyłam się czytając jej „wywody”, w których starała się zaprzeczyć słowom matki, choć Merette miała rację, robiła ona na przekór, by pokazać, że jest „niezależna”. Pomimo, że postać sama w sobie była irytująca, to jakoś dało się ją przeboleć, bo wszystkie charaktery były naprawdę podparte na solidnym murze, były one stabilne i trzymające się kupy.
    Serdecznie polecam tę książkę wszystkim, chcącym się dobrze przy niej pobawić. Ja natomiast lecę czytać kolejną powieść napisaną, przez tych autorów i mam nadzieję, że kilka słów ode mnie na temat „siostrzyczki” zachęciło was do jej przeczytania.
Robaczek


poniedziałek, 28 sierpnia 2017

3

Autor: Lauren Oliver Tytuł: 7 razy dziś Wydawnictwo: Moondrive

    Sam Kingston. Licealistka, posiadająca wszystko, czego chcą inni ludzie, tak zwykli, nudni i przeciętni. Niezwykle popularna z gromadką przyjaciółek, przystojnych chłopakiem i samowolką, robi co chce, kiedy chce i jak tylko sobie wymarzy. Ma w głębokim poważaniu innych, ich uczucia, czy samoistnienie. Kompletnie każda rzecz uchodzi jej na sucho. Wszystko jest idealne do czasu, jednej chwili przepełnionej bólem, strachem i oślepiającymi światłami samochodu. Jeden dzień przeżywa w, jak myśli nieskończoność, siedem dni, tylko albo aż.
    Książka odpychała mnie od samego opisu, bohaterka wydawała mi się głupią i pustą nastolatką i jak zwykle się nie myliłam. Sam to dość ładna licealistka, niegdyś wyśmiewana jednakże od pójścia do liceum należy do „popularsów”. Gnoi, że tak to ujmę, wszystkich, których uważa za gorszych, pali, pije i imprezuje. Przyjaźni się z Lindsay, Elody i Ally, umawia się z szkolnym przystojniakiem- Robem Cokranem, i jest miłością Kenta McFullera. Ta dziewczyna była jedną z najbardziej irytujących bohaterek z jakimi miałam do czynienia.
    Co do stylu, formy czy gramatyki i interpunkcji nie mam się do czego przyczepić. Wszystko jest, że tak powiem „w punkt”. Książkę szybko się czyta i przynajmniej w moim przypadku nie składała do głębszych refleksji.Z każdą przeczytaną stroną było czuć, że autorka co raz bardziej wczuwa się w historię i mniej opornie się to czytało.
    Jednakże, jest coś, co bardzo mi przeszkadzało, a mianowicie, przedstawienie świata nastolatków i wykreowanie postaci. Ja rozumiem, że nie wszystko musi odzwierciedlać rzeczywistość, że był to zabieg możliwie celowy, jednak wszystko, ale to wszystko było masakrycznie przesadzone. Sama jestem nastolatką i znam otoczenie w jakim żyję od dobrych paru lat. I nie przypominam sobie, żeby młodzież wydziwiała takie akcje.
    Uważam także, że cały kontekst i pomysł jest świetny, jednak gorzej z realizacją. Zachowanie głównej bohaterki, podczas każdej nowej odsłony dnia, prosiło się o błogosławieństwo, a szczególnie zakończenie.
    Ogólnie książkę uważam za średnią, ma swoje plusy, ale także duże minusy. Szczerze powiedziawszy, nie zawiodłam się, gdyż nie oczekiwałam też nie wiadomo czego. Lektura wzbudziła we mnie wiele sprzecznych emocji, często miałam myśli typu- co tu się u licha dzieje?. Jeśli nie macie nic innego do czytania i wyjątkowo byście „zabili czas” to czytajcie, ale za wiele nie oczekujcie. Jednakże myślę, że jest wiele lepszych pozycji do ich zgłębienia niż „7 razy dziś”.
Robaczek


czwartek, 20 kwietnia 2017

2

Autor: Katarzyna Ryrych          Tytuł: Pepa w raju. Najkrótsza opowieść o miłości
                                                 Wydawnictwo: Literatura

    Często powtarzam, że preferuję książki z dreszczykiem emocji, literaturę, która trzyma w napięciu, nie puszcza. Nie lubię pisadeł typowo romantycznych, w których to miłość jest na pierwszym miejscu. Uważam je za trochę mało ambitne(zaznaczam, że to tylko i wyłącznie moje zdanie). Jednakże przełamałam lody i przeczytałam Pepę. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy przekonałam się, że coś mniej złożonego może przedstawić przepiękną historię, nie tylko o relacjach między dwoma nastolatkami, lecz także o czymś czym powinno cechować się każde z nas.
    Jednakże przejdę do konkretów. Książka nosi tytuł „Pepa w raju. Najkrótsza opowieść o miłości” liczy sobie 126 stron i napisała ją Katarzyna Ryrych, polska autorka. Została wydana przez Wydawnictwo Literatura, osobiście bliżej nie spotkałam się jeszcze z tym wydawnictwem, więc nie jestem w stanie stwierdzić za wiele. Sądzę jednak, że oprawa graficzna jest idealna, zminimalizowana i oddająca to co powinna.
    Historia opowiadana jest z punktu widzenia Anny Krystyny Ziegel, twórczyni filmowej. Anna po załamaniu nerwowym postanawia wziąć się w garść, w chwili gdy dochodzi do siebie, dostaje list z zaproszeniem na sens filmu polskiego, gdzie ma być gościem honorowym. Miasto, do którego jedzie, okazuje się kompletną dziurą, wszystko jest takie same, monotonne, brudne i bez życia. Dowiaduje się, że to wszystko dlatego, że nie ma już pewnej Pepy. Postanawia porozmawiać o tym z Michałem, chłopakiem, który skrywa pewną historię oraz tym, który ma nadzieję i siłę wcielić życie w miasto. Z każdym dniem zagłębia się co raz bardziej w niesamowitą i piękną moc wspomnień młodego mężczyzny.
    Z książką tą przed przeczytaniem miałam pewien problem. Cechowała się dwoma czynnikami, jakie od pewnych pisadeł mnie odpychają. Jest polskiego autorstwa, a ja niestety z polskimi autorami nie za bardzo się lubię oraz jak już wcześniej wspomniałam jest typowym romansem. Jedynymi rzeczami, które w pewnym aspekcie skłoniły mnie do jej przeczytania jest to, że dostałam ją w prezencie oraz miałam wolny wieczór i potrzebowałam rozluźnienia.
    Główną bohaterkę odebrałam jako osobę ambitną, o wysokich standartach, nieznoszącą krytyki. Była utalentowana, tylko czasem mało pewna swoich możliwości. Odpychało mnie w niej to, że patrzała na wszystko przez jeden pryzmat. Nie potrafiła spojrzeć na miasteczko z przychylnością, cały czas narzekała jak to źle jest traktowana.
Michał to chłopak o niezwykłych ambicjach, możliwościach i chęci do działania. Działał by upamiętnić swoją miłość- Pepę. Robił coś co mieli zrobić razem, jednakże dziewczyna nie zdążyła. Działał za dwie osoby, co dawało mu prawdziwą siłę.
    Pepa, a może lepiej mówić Penelopa, marzycielka żyjąca we własnym świecie, patrząca na świat swoją perspektywą, nieszablonowo i samodzielnie. Tchnęła we wszystkich ducha wolności, pokazała, że nie ważne są markowe ubrania, czy to by robić co nam z góry nakazują. Zobrazowała, że mamy wolną wolę i możemy robić to co sobie wymarzymy, byleby być szczęśliwym. Mam wrażenie, że wiedziała co ją czeka, dlatego wykorzystywała wszystko w pełni, nie bacząc na okoliczności.
    Każdy z bohaterów jest inny, pisze własną historię. Autorka stworzyła coś innego, niepozornego. Dobra składnia, odpowiedni dobór słów i realnie stworzone sytuacje dodają wszystkiemu koloru, ujednolicają. Jestem pod ogromnym wrażeniem, czytałam i widziałam to co chciała przekazać pani Ryrych. Wielkie gratulację i dziękuję za taką historię.
Robaczek

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Pierwsza recenzja

Autor: Paula Bartosiak             Tytuł: Say It             Wydawnictwo: Novae Res

    Książka opowiada historię pewnej dziewczyny, imieniem Natalie. Natt mieszka ze swoją starszą siostrą w Long Beach, w Kalifornii. Dziewczę, mając dość bycia typową „Szarą myszką”, przeistacza się w atrakcyjną młodą kobietę. Wszystko zaczyna się dość niewinnie, lecz z biegiem czasu wydarzenia nabierają tempa. Natalie prócz rzeczy materialnych swojej siostry, zabiera jej również chłopaka. Wkrótce okazuje się, że jej problemy mijają się z niczym w porównaniu z ty, co spotkało Dylana, przypadkowo spotkanego chłopaka, później przyjaciela dziewczyny. Natt wreszcie rozumie, że życie nie jest ani czarne ani białe, lecz ma różne odcienie szarości.
    Po krótkim streszczeniu naszej historii, możemy przejść do właściwych treści. Najpierw zacznijmy od okładki. Tytuł występuje tu w formie anglojęzycznej, co jest moim zdaniem czystym błędem, gdyż mamy swój kraj, swój język, dlatego myślę, że książka polskiego autora, wydana w Polsce, powinna mieć także polski tytuł. Mi osobiście grafika nie przypadła do gustu, lecz znam wiele osób, które po zobaczeniu książki od razu chciały po nią sięgnąć. Słyszałam też, że wydawnictwo Novae Res słynie z pięknych grafik, które przyciągają oko. Serdeczne gratulacje dla pomysłodawcy.
    Co do treści, no cóż po pierwsze nie ukrywajmy, książka i stworzona historia została podciągnięta pod młodego czytelnika, jednakże nie usprawiedliwia autorki to, że używanie słów wypadających z kontekstu. Po drugie, wulgaryzmy też nie są ostoją dla młodzieży, wyzwiska i przekleństwa występują tu notorycznie, co dla osób wrażliwych, bądź nie lubiących tak ostrego i brzydkiego języka, może być problematyczne. Trudno tutaj wypisywać rzeczy mi nie podpasywujące, gdyż jest ich tak wiele, jak na przykład brzydka składnia wyrazowa, czy błędy logiczne. W niektórych momentach zastanawiałam się, jak to możliwe, by sytuacja w tekście przedstawiona miała miejsce.
    Bohaterowie zostali okropnie „ulepieni”, że tak to ujmę. Natt, jest osobą problematyczną i zmienną, w jednej chwili jest cicha i spokojna, a pięć sekund później wychodzi z niej bogini „nie wiadomo czego”. Uważa, że jej życie jest okropne, myśli, że ma najgorzej na świecie. Wydawała mi się naprawdę mało inteligentną osobą, z niczym nie umiała sobie poradzić i wciąż miała jakieś pretensje do świata. Jayson, przy nim miałam duży problem, miałam także wrażenie, że autorka chciała na siłę wcisnąć w niego wszystkie cechy, zarówno te dobre jak i te złe. Czyli, jednym słowem , był on zlepioną nie do końca bryłą. Później, okryto przed nami jego przeszłość, co stanowiło jeszcze większy absurd. Myślę, że jego osoba to 20 innych. Siostra naszej głównej bohaterki, Grace, infantylna osóbka, żyjąca w swoim kolorowym świecie, na jeszcze bardziej barwnym jednorożcu. Czystym słowem istna porażka. Jedyną postacią jaka w pewnym stopniu udała się autorce, to Dylan, jedyny człowiek jakiego polubiłam w tak, rzekłabym, płaskim świecie.
    Co do samego schematu. Zostało tu wprowadzone tyle pobocznych wątków, że nie ma słów, które mogłyby to pojąć. Najlepsze w tym wszystkim to, że pani Bartosiak żadnego z nich nie kontynuowała, przytoczę tu przykład: muzyk i niezwykle utalentowana Natt, która oczywiście uznała się za ofiarę.
    Ja mam pojęcie, że autorka jest jeszcze młoda i pisała to w chwili, gdy była jeszcze w liceum, lecz proszę, można by wymyślić bardziej oryginalny pomysł, niż złączenie wszystkich stereotypów i schematów, typowych książek dla młodzieży. Myślę, oczywiście nikogo nie uogólniam, że taki jest po prostu urok pisania na portalu, zwanym wattpad. Książka ta została tam utworzona, a następnie przeniesiona do świata rzeczywistego. Sądzę, że zamysł całej historii mógłby być dobry, lecz zła realizacja i mało ambitny proces „lepienia” książki, na wszystkim zaważył. 
   Ostatecznie zaliczam książkę do tegorocznych rozczarowań. Uważam, że historia ta od początku do końca to ciężka droga, która biegnie poprzez bezbarwne postacie do bezsensownych zdarzeń. Myślę również, że to kolejna powieść na polskim rynku, która nic nie wnosi do życia codziennego, tylko zajmuje czas i miejsce na półce. Na odchodne dodam jeszcze, że nie była godna swojej ceny. 
   Pomimo, że widać było na końcu książki, że w stylu autorki istnieje poprawa, to dalej uważam, że szkoda czasu na czytanie aż tak złych książek. Dla osób, które nie mają wyrobione swojego gustu czytelniczego i czytają mało ambitne książki, lub nie mają wymagań co do lektur to czytajcie, nie zawsze zaczynamy od pozycji, mających przekazać nam jakieś treści. A co do innych, odradzam, istnieją książki piękne i pokazywujące nam prawdziwy, niesamowity świat oraz swoją rzeczywistość.

    
Robaczek

 

4

Autor: Freda Wolff Tytuł: Siostrzyczka musi umrzeć Wydawnictwo: Świat książki     „Siostrzyczka musi umrzeć” to książka wydana w...